SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!
Wywiad z Urszulą Charytonik specjalistą genetykiem, sędziną kynologiczną grupy 1 i hodowcą.
Wywiad z Urszulą Charytonik specjalistą genetykiem, sędziną kynologiczną grupy 1 i hodowcą.
  1. Genetyka zawodowo, a prywatnie hodowca psów rasy owczarek australijski. Czy hodowla w Pani życiu pojawiła się jako eksperyment genetyczny?

Prowokacyjne pytanie, ale nie. J Psy mam przede wszystkim dla siebie – jako towarzyszy codziennego życia i partnerów do szkolenia. Moją pasją od lat są sporty kynologiczne – zainteresowałam się nimi jeszcze mając pierwszego psa – kundelka, i już z myślą o predyspozycjach do szkolenia wybierałam rasę – oczywiście oprócz tego rasa miała też podobać mi się „optycznie”, bo nie wyobrażam sobie posiadania w domu psa, który byłby w moich oczach „brzydki” (przy czym, jak wiadomo: „nie to, co ładne, ale co się komu podoba” – dla mnie osobiście ładne są psy o naturalnej budowie, bez udziwnień i deformacji – bardzo lubię natomiast różne dziwne umaszczenia!). Dokładniej rzecz ujmując, chciałam psa (a konkretnie suczkę) „do wszystkiego” – psich sportów, ale też na wystawy i potencjalnie do hodowli. Jednak hodowla nigdy nie była moim priorytetem. Kiedy okazało się, że moja pierwsza australijka ma bardzo dziwne – i de facto niewzorcowe – umaszczenie – to, pomimo iż wówczas nikt się w tym nie orientował włącznie z sędziami (na wystawach miała same doskonałe ;) ), zdecydowałam, że nie będę jej rozmnażać – czego jednak dziś żałuję, ponieważ Choco była psem o wybitnych predyspozycjach do pracy – dziś wiem, że miałam niesamowite szczęście początkującego i że był to pies mojego życia – takich psów naprawdę nie trafia się wiele. Jako osoba początkująca w kynologii chciałam być „bardziej papieska od papieża”. Dziś inaczej do tego podchodzę i uważam, że najważniejszy jest charakter i zdrowie i jeśli pies jest pod jakimś względem wybitny a np. dane umaszczenie nie łączy się z żadnym problemem zdrowotnym, to warto przymknąć na to oko – choćby było to umaszczenie nie całkiem godne ze wzorcem – w końcu to tylko kolor!

Wracając do meritum, na posiadanie szczeniąt decyduję się tylko, jeśli uważam, że zalety psa przeważają nad jego wadami (które każdy pies ma!) i oczywiście jeśli pies nie ma jakiejś jednej większej wady, która dyskwalifikowałaby go dla mnie z hodowli - np. zdrowotnej. Ważne również by w jego najbliższej rodzinie nie występowały poważne problemy zdrowotne, co do których istnieje znaczące ryzyko, że też może je przekazać (np. takie jak padaczka czy choroby autoimmunologiczne).

Nie uważam, że należy podchodzić do rozmnażania szczeniąt jak do eksperymentu genetycznego – choć z drugiej strony każdy miot nim w jakimś sensie jest. Nawet przy powtórkach udanych kryć zdarzają się – nie zawsze pozytywne – niespodzianki. ;) Paradoksalnie, największym eksperymentem w hodowli psów są dla mnie mioty z bardzo silnego inbredu (większe ryzyko ujawienia się pewnych wad) z jednej strony, ale z drugiej – mioty będące outcrossami, zwłaszcza w kolejnym pokoleniu – przy takim mieszaniu genów nigdy nie możemy być do końca pewni, co nam wyjdzie – to także niesie ze sobą ryzyko. Generalnie, hodowla nie jest łatwa – nie tylko jeśli chodzi o uzyskanie określonych cech, ale też jeśli zależy nam także na dobru zwierząt, tym by były zdrowe, trafiały do dobrych domów itp., i trzeba mieć – jak to mówią – z jednej strony odporność psychiczną na porażki, a z drugiej twardą… ;) Hodowla jest tym trudniejsza, że wiele osób nie mówi o problemach u swoich psów, zamiata wszystko pod dywan – osobiście staram się współpracować wyłącznie z takimi osobami, które są szczere i nie boją się mówić także o problemach istniejących w ich liniach. Jeśli ktoś twierdzi, że ma „czyste linie”, to są tylko dwie możliwe opcje: albo jeszcze bardzo mało wie, albo kłamie.

  1. Jest Pani również sędzią kynologicznym I grupy. Na co sędzia, hodowca i genetyk w jednej osobie zwraca uwagę na ringu?

Na prawidłowość i harmonię budowy. Jest to wg mnie ważne u każdego psa, ale już szczególnie u ras, które są – przynajmniej z nazwy – użytkowymi czy pracującymi (a dotyczy to de facto większości istniejących ras). Tak jak już wspomniałam, lubię psy zbudowane w „zdrowy” sposób. Co więcej, uważam, że jako praktyk – zawodnik sportów kynologicznych – dostrzegam czasem więcej niż osoby zajmujące się wyłącznie wystawami, gdzie psy ocenia się wyłącznie w kłusie i statyce. Po prostu obserwując psy wykonujące różne czynności wymagające sprawności fizycznej, poddawane obciążeniom, którym nie są poddawane „zwykłe” psy na co dzień, zaczyna się zwracać uwagę na pewne rzeczy, o których inaczej można nawet nie mieć pojęcia, że istnieją albo mają znaczenie. Nie twierdzę przy tym bynajmniej, że wiem i widzę wszystko! Po pierwsze, tak jak wspomniałam, już sam sposób oceny psa na ringu narzuca nam duże ograniczenia; oglądając psa w kłusie – nie widzimy jak poruszałby się w galopie, cwale, jaką miałby technikę skoku, czy byłby zwrotny itd. Po drugie – nasze oceny dotyczące związku pomiędzy budową a funkcją, są do pewnego stopnia uznaniowe – zapewne wymagałoby to analizy w zwolnionym tempie lub poklatkowej a i tak nadal nie wiedzielibyśmy wszystkiego. Wiadomo też, że nie widzimy wielu innych cech, takich jak cechy budowy wewnętrznej, czy fizjologiczne – które też wpływają na funkcjonalność tego mechanizmu, jakim jest organizm psa. Dlatego też jedyną pełną ocenę psa pod kątem danego typu użytkowości stanowi – ta użytkowość! (szeroko pojmowana, zaliczam tu także psie sporty jako nowy typ użytkowości). Wierzę głęboko w zdanie: form follows function. Jednak nie da się zaprzeczyć pewnym ogólnym tendencjom – przykładowo widać gołym okiem, że psy mocno kątowane – co podoba się na wystawach, bo mają bardzo wydajny kłus (i co ma miejsce w wielu rasach i coraz częściej dotyczy też mojej rasy – owczarków australijskich) – są mniej zwrotne i są gorszymi galopenami niż psy kątowane wystarczająco, ale nieprzesadnie, które są zarówno wytrwałe w kłusie, ale też bardzo zwrotne w galopie. Z innych bardzo powszechnie występujących wad wynikających według mnie z nieprawidłowo prowadzonej selekcji pod kątem wystaw mogę wymienić spotykaną u różnych ras, ale szczególnie u długowłosych, gdzie włos utrudnia ocenę – krótkie i spionowane ramię, przy równocześnie normalnej długości kościach kończyn tylnych. Bardzo krótkie ramię powoduje, że pies dodatkowo jakby przysiada na tylnych łapach, co daje wrażenie jeszcze głębszego kątowania tyłu. A naprawdę wystarczy dotknąć a nawet popatrzeć na psa w statyce, by zauważyć tę wadę – łokieć a zatem i cała przednia kończyna, zamiast znajdować się mniej więcej w pod kłębem, znajduje się gdzieś pod szyją i głową psa.

  1. Czy poza kynologią ma Pani inne zainteresowania? Jeżeli tak to jakie i jak znajduje Pani na nie czas?

Przyznam, że kynologia to moja największa pasja, ale w jej obrębie interesuje mnie kilka różnych rzeczy, co już daje różnorodność aktywności. ;) Poza tym uwielbiam czytać książki i oglądać filmy – o różnej tematyce, ale do moich ulubionych należy fantastyka. Przykładowo z polskiej fantastyki moje nr 1 i 2 to Cykl Wiedźmiński Sapkowskiego i seria Pan Lodowego Ogrodu Grzędowicza. Lubię też czasem posłuchać muzyki a moim ukochanym zespołem jest Nightwish – tutaj warto nadmienić, że oprócz bardzo pasującej mi muzyki, tematy ich piosenek często kręcą się wokół fantastyki a ostatni z albumów zawiera utwór poświęcony… ewolucji życia na Ziemi. Moje dwie pasje – fantastyka i biologia! No i jak ich nie uwielbiać?! Poza tym to zespół fński (choć śpiewają głównie po angielsku) a nadmienię, że poza biologią, jako drugi kierunek ukończyłam filologię fińską – po prostu bardzo chciałam nauczyć się tego niezwykłego języka!

  1. Coraz więcej jest badań na choroby genetyczne. Czy wszystkie choroby u psów można wyeliminować dzięki takim badaniom?

Nie jest to możliwe. Po pierwsze, psy mają 19 tys. genów, w każdym z nich mogą zaistnieć rozmaite mutacje. Po drugie – nie wszystkie choroby dziedziczone są w prosty sposób, niektóre są poligeniczne z wpływami środowiska. Geny to nie jedyne źródło chorób. I po trzecie – ciągle mogą powstawać spontanicznie nowe mutacje. Warto więc badać znanymi testami aby unikać łączenia dwojga nosicieli chorób recesywnych czy rozmnażania psów niosących niekorzystne geny dominujące, ale też trzeba do badań genetycznych podchodzić z rozsądkiem i nie traktować ich jako lek na całe zło. Niestety nie ma tak łatwo. ;) Pamiętajmy też, że nie zawsze warto eliminować z hodowli zdrowych nosicieli – po pierwsze, jeśli mutacja jest rozpowszechniona w danej rasie, ograniczymy w ten sposób pulę genetyczną – co może mieć dużo gorsze skutki. Po drugie – lepszy znany i łatwy do kontroli wróg niż nieznany – a pamiętajmy, że statystycznie każdy osobnik (pies, człowiek, kalafior) niesie kilka niekorzystnych mutacji.

  1. W jakim % Pani zdaniem na zachowanie szczeniaka mają wpływ jego przodkowie a jaki wychowanie?

To pytanie, nad którym biedzą się od lat tęgie głowy. Nie ma na nie jednoznacznej i jedynej prawdziwej odpowiedzi. Wiemy na pewno, że istotne jest jedno i drugie. Mając psa o kiepskich genach, np. związanych z lękliwością, nie zrobimy z niego super odważnego i pewnego siebie osobnika. Ale dużo możemy poprawić odpowiednio go prowadząc od małego. Z kolei psa o bardzo dobrych predyspozycjach można zepsuć złym prowadzeniem. Nie podam tu żadnych konkretnych danych liczbowych, ponieważ najczęściej stosowany wskaźnik, tzn. odziedziczalność, przyjmuje różne wartości zależnie od badania, próby badawczej, badanej cechy itp. i nie jest on wskaźnikiem absolutnym, tzn. nie odpowiada wprost na pytanie, że np. w 20% za daną cechę odpowiadają geny a w 80% wychowanie. Wiadomo, że temperament, popędy mają duże podłoże genetyczne, dlatego ważne jest jedno i drugie – zarówno hodowanie psów o pożądanych cechach, jak i ich odpowiednie prowadzenie, aby mogły rozwinąć swój potencjał. A przynajmniej staranie się, aby nie zepsuć zbyt dużo. ;)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl